piątek, 15 maja 2020

12. Urwany Film

Słowem wstępu

Przepraszam najmocniej za moją nieobecność, ale miałam problem z moim laptopem i na dodatek jeszcze z Internetem. Istna katastrofa, a z telefonu ciężko mi dodawać posty, edytować je i w ogóle publikowanie z komórki jest nie dla mnie. Trochę minęło od ostatniego postu, ale przygotowałam na dzisiaj jeden part opowiadania, które kiedyś chciałam napisać nie jako jednopartówkę, a właśnie jako dłuższy tekst z podziałem na rozdziały. Ciekawe, czy Ci się spodoba.
Jakaś muzyka do tego, ach tak... Zaraz coś się znajdzie. {klik} Coś na rozluźnienie, na odmóżdżenie. Dla mnie przynajmniej podziałało. Koniecznie daj znać, co myślisz o tym rozdziale.
Opowiadanie chciałam nazwać Imperium Śmierci. 
PS: oczywiście po wklejeniu z worda rozjechały się akapity, za co przepraszam. 

***

Imperium Śmierci I: Urwany Film


            Śmierć od zawsze interesowała ludzkość, jako niezbadaną, najbardziej tajemniczą sytuację w naszym życiu. Niektórzy ludzie opisują śmierć jako przejście do całkiem innego odległego świata, różniącego się od rzeczywistości, realności, tego co znamy. Jedni twierdzą, że jest to coś lepszego niż dotychczas, przygotowanego specjalnie dla nas. Inni zaś uważają, iż to drugi świat, w którym wszystko jest lepsze i wspanialsze, wyjęte wprost z naszych snów i marzeń. Śmierć przychodzi szybko i czasem niespodziewanie. Możemy być jej świadkami lub ona sama może nas dotknąć. Jest to ostateczny cel naszego życia, koniec ziemskiej przygody. Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć, chociaż część z nas szykuje się na to lub sama decyduje o własnym losie. Nie zdołamy od niej uciec, nie zdołamy się przed nią ukryć. Śmierć dopadnie każdego, nieważne gdzie będzie się znajdował, co będzie robił, kim będzie. To stan, który jest nieznany nikomu, prócz mnie...

***



          Obudziłem się w mieszkaniu Jareda. Leżałem na podłodze przykryty jakimś brudnym, zniszczonym kocem, który cuchnął piwem połączonym z nutą dymu. Paliło mnie w gardle, a moje wargi spierzchły. Poczułem pieczenie na ustach. Skrzywiłem się i syknąłem głośno.
            Rozejrzałem się wokoło, przecierając oczy. Jared spał obok mnie zupełnie nagi, okryty skrawkiem szarej koszulki. Wokół niego stały puste butelki po piwie, a gdzieniegdzie kawałki szkła, puste paczki po papierosach, jak i ubrania.
            Jared był moim najlepszym kumplem. Znałem go od dziecka i to właśnie on sprowadzał mnie na złą drogę. Próbowałem się temu sprzeciwiać ze względu na moich rodziców, którzy mieli mnie za wzorowego syna, ale nigdy nie żałowałem tych dni, w których imprezowaliśmy bez ograniczenia, piliśmy, paliliśmy i sam Bóg wiedział co jeszcze robiliśmy.
:D - [gif] - This is literally the result of Jensen falling asleep on set and the director saying “just roll just roll” and Jared going “Jensen! Jensen wake up man! We gotta a scene! Dammit Jay! Wake up”            Chciałem uniknąć takiego stylu życia, ale stało się tak, że za każdym razem nie mogłem temu odmówić. Wkręciłem się w ten rytm i popadłem w rutynę. Moi rodzice nigdy o niczym nie wiedzieli. Nie interesowali się zbytnio moim życiem prywatnym, a Jareda uważali za świetnego chłopaka z bogatej rodziny prawników, który nie mógłby sprowadzić mnie na złe tory.
            W sumie to cieszyłem się, że rodzice mi ufali. Często dostawałem od ojca pieniądze bez okazji, które następnie przeznaczałem na papierosy, czy alkohol. Na studiach dawałem sobie radę ze wszystkim, a moja przyjaźń z Jared’em pomagała mi tam także. Nieusprawiedliwione godziny stawały się usprawiedliwione, a niezdane egzaminy zazwyczaj okazywały się „pomyłką” nauczycieli. Żyłem kompletnie beztrosko. Nie mogłem sobie wyobrazić lepszego życia. Okres studiów mógł trwać dla mnie w nieskończoność, a ja nie miałem nic przeciwko, by być wiecznym studentem.
***
          W kącie siedziała jakaś dziewczyna. Nie rozpoznałem jej twarzy, bo była cała wymalowana szminką, a jej włosy opadały na oczy. Prawdopodobnie spała. Stwierdziłem tak, ponieważ majaczyła coś pod nosem i poruszała dziwnie ręką. Pomyślałem sobie, że mogła to być siostra Dylana Thomasa, Ashley, ale tamta laska wyglądała nieco starzej.
            Dostrzegłem  także chłopaka, który był w samych slipkach ze zmierzwionymi, posklejanymi włosami. Spoczywał na stole i wydawałoby się, że umarł, gdyż nie wykazywał żadnych funkcji życiowych. Nie przejąłem się nim za bardzo. Uznałem, że po prostu zasnął i niedługo się obudzi, jak to zawsze bywało.
          Cała podłoga była kolorowa i lepka od różnych napoi, które były porozlewane po całym pomieszczeniu. Przetarłem lekko oczy i zobaczyłem, że jestem w samych spodniach, które nie prezentowały się wspaniale. Duża czerwona plama widniała na jednej nogawce. Przydałoby się również porządne prasowanie.
            Poczochrałem włosy, które wydawały mi się obce. Były sztywne i jak twierdziłem sterczały mi we wszystkie możliwe strony. Podniosłem swoje obolałe ciało i z trudem wstałem. Boso, ostrożnie próbowałem omijać przeszkody, które napotykałem dosłownie wszędzie. Począwszy od szkieł i petów, a skończywszy na jakichś stanikach, czy rozsypanej ziemi z donic kwiatowych.
            Tak więc szedłem w stronę łazienki, gdzie mógłbym się odświeżyć, a później wyrwać się z tego paskudnego miejsca.
            Pociągnąłem za klamkę i zobaczyłem coś, a raczej kogoś kto najwidoczniej spał w kabinie prysznicowej. Nie wiedziałem, czy to była dziewczyna, ale ta osoba miała nieco dłuższe włosy, umazaną ciemną twarz. Była skulona jak kokon. W ręku ściskała jakąś flaszkę.      Pokręciłem z zniesmaczeniem głową i zakląłem pod nosem. Zwróciłem się w stronę umywalki, skąd wyjąłem resztki po papierosach i odkręciłem kurek. Usłyszałem delikatny, kojący dźwięk strumienia wody. Spojrzałem w lustro, na którym widniały jakieś wyrazy napisane flamastrem albo i szminką, ale pismo było tak nieczytelne, że nie byłem w stanie go odczytać. Przemyłem zmęczoną twarz i już nawet nie szukałem ręcznika, bo bałem się, co zobaczę, gdy go znajdę.
            Udałem się z powrotem do głównego pokoju, którego mój najlepszy kumpel, Jared nazywał salonem. Pokręciłem się po nim w poszukiwaniu mojej koszulki. Po krótkiej chwili znalazłem ją. Leżała na małym, drewnianym stoliku. Z daleka wyglądała jak szmata, którą można było zetrzeć podłogę.
            Wziąłem ją do ręki i poczułem dziwny odór. Była przesiąknięta potem, perfumami i papierosami. Ale mało tego. Cuchnęła czymś jeszcze, co było okropne. Nie miałem jednak wyjścia. Musiałem ją założyć. Przecież nie mógłbym paradować wpół nago po ulicy.     Włożyłem na siebie koszulkę, krzywiąc się przy tym. Pozostało mi jeszcze znaleźć tylko moje buty. W krótkim czasie odnalazłem je. Bałem się, że będą wyglądać gorzej, ale nadawały się jeszcze do chodzenia. Wsunąłem je na gołe stopy i pomknąłem w stronę mojego kumpla.
          Jared leżał wciąż na ziemi i prawie w ogóle się nie ruszał. Szturchnąłem go palcem w plecy, lecz on tylko wydał z siebie jakiś pomruk i zaczął mamrotać coś pod nosem. Strzeliłem go więc w twarz. Wydawało mi się, że zrobiłem to za lekko, ale on zawył niemiłosiernie. Reszta osób w pomieszczeniu nawet nie drgnęła.
            – Au! Co jest do cholery?! – wrzasnął jak opętany i z trudem otworzył powieki, po czym mętnym wzorkiem spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
            – Pobudka, stary. Koniec imprezy – powiedziałem dość cicho i uśmiechnąłem się krzywo, sztucznie. Byłem nieco na niego wkurzony po zeszłej nocy.
            Jared popatrzył na mnie jak na idiotę, ale w końcu sam stwierdził, że to on wyszedł na kompletnego dupka.
            – Co ty kur… co ty pleciesz, Tony? – wymamrotał przez zaciśnięte zęby z dziwnym wyrazem twarzy. Twarz miał bladą i sfatygowaną. Stwierdziłem, że jeszcze nie kontaktował za dobrze, bo wciąż w ręku trzymał pustą butelkę. Pochyliłem się nad nim, odbierając mu flaszkę po whisky.
            – Jared, chłopie… oprzytomnij. Już ci mówiłem, że te całe imprezy nie wpływają na nas dobrze. Tym razem przesadziliśmy. Rozejrzyj się – wycedziłem. Chciałem mu wygarnąć wszystko, ale wiedziałem, że to nie był odpowiedni moment.
            W głowie kotłowało mi się od urwanych obrazów minionej nocy, a w skroniach pulsowała mi krew. Poczułem silny ból w płacie czołowym, który za nic w świecie nie chciał zniknąć.
            – Daj spokój, przecież świetnie się bawiliśmy. – Uśmiechnął się i strzelił mi sójkę w bok. Westchnąłem tylko głośno i odłożyłem butelkę na bok, kręcąc głową.
            Żebym tylko pamiętał tę świetną zabawę, pomyślałem w duchu.
            – Ale ja nawet nie pamiętam, co robiłem! Mam tego dość, wychodzę – obwieściłem, wstałem i udałem się w stronę wyjścia bez wahania.
            – Tylko nie mów, że ci się nie podobało, stary! – rzucił Jared, a jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu. Otworzyłem główne drzwi, prowadzące na klatkę schodową, w których zamek był uszkodzony i trzasnąłem nimi jak najmocniej, zostawiając przyjaciela i resztę w tej nędznej dziurze. Nawet nie miałem pojęcia do kogo ta nora należała.
***
          Wyszedłem na obskurną, ciemną ulicę. Nawet słońce nie zaglądało w tę okolicę. Na szczęście wiedziałem, gdzie się znajdowałem.
            Skierowałem swoje kroki w stronę małego kiosku, w którym całymi dniami siedziała starsza pani, w wolnych chwilach czytając gazety. Kiedy podszedłem do niej, spojrzała na mnie dziwnie, ale nie dając po sobie poznać mojego zakłopotania, wymieniłem z nią kilka miłych słów i za monety znalezione w kieszeni spodni, (a nie było ich za wiele) kupiłem czystą wodę w butelce. Usiadłem na ławce.
            Dzień jak co dzień, pomyślałem upijając kilka łyków wody.
            Powlokłem się do mieszkania, które wynajmowaliśmy z Jared’em. Kiedy szedłem, jakaś dziewczyna uśmiechała się do mnie. Była to wysoka i długonoga blondynka o dużych jasnych oczach. Nie miałem ochoty nawet z nią rozmawiać, więc nie wykazywałem zainteresowania. Normalnie zagadałbym do dziewczyny, ale nie tym razem.
            Byłem zmęczony, niewyspany i pragnąłem tylko dość do domu, by odpocząć. Chciałem w końcu zakończyć to całe imprezowanie i nieco zwolnić. Miałem dość urwanych filmów i skacowanych poranków.
          Tułałem się szarymi uliczkami Darkenville i powoli zbliżałem się do celu, którym było przytulne mieszkanko urządzone w skandynawskim, prostym stylu według koncepcji matki Jareda. Wcześniej jednak zahaczyłem o jakiś sklep i kupiłem najtańsze papierosy, gdyż tylko na takie było mnie w tamtej chwili stać.
            Wypaliłem po drodze dwa, bo nie mogłem więcej. Brakowało mi nikotyny, ale tego cholernego gówna nie dało się palić. Zakasłałem głośno, czując ogień w gardle.
          W końcu doszedłem do mieszkania. Wszedłem schodami na górę i począłem szukać kluczy. Na szczęście udało mi się je znaleźć w tylnej kieszeni moich poniszczonych spodni.      Udałem się do środka, zamknąłem drzwi, zdjąłem buty i rzuciłem się na łóżko. Nie pospałem długo, gdyż obudził mnie dziwny telefon.

3 komentarze:

  1. A już się zastanawiałam gdzie zniknęłaś. Dobrze, że powróciłaś :D i to jeszcze z takim świetnym postem.

    Wstęp był super, bardzo filmowy. Tak mi się skojarzył z jakimś fajnym klimarycznym dreszczowcem, w którym lektor czyta na początku tekst z jakiejś książki albo coś w tym stylu.

    Dalej trafiłaś sto procent w mój gust :D poranek po ostrej imprezie - czad! Uwielbiam czytać takie opisy :)

    Główny bohater wydaje się bardzo ciekawy. Zainteresował mnie.

    Bardzo się cieszę perspektywą przeczytania czegoś dłuższego Twego autorstwa :D zapowiada się mega, czekam na więcej no i życzę masy weny :D

    A no i podkład muzyczny jak zawsze miodzio <3

    Pozdrawiam cieplutko :)

    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za tak ciepłe słowa! :3
      Zamierzam bywać tutaj częściej, tak o ile znajdę więcej czasu, ale zaglądam na pewno.
      W końcu muszę i do Ciebie zajrzeć, bo aż mi głupio!

      Pozdrawiam :>

      Usuń
    2. Proszę bardzo :D

      Super jak będziesz publikować częściej, bo świetnie czyta się to co piszesz, ale wiadomo, nie zawsze jest czas na wszystko. W każdym razie ja zawsze chętnie przeczytam każdy Twój post :D A no i jak do mnie wpadniesz to będzie mi bardzo miło :3

      Pozdrowionka <3

      Usuń