Cholera, znowu kopiowałam tekst z worda i wszystkie akapity, wcięcia się rozjechały. Ma ktoś na to jakiś lek? Ostatnio też miałam taką przygodę. Nawet próbowałam zapisać jako nowy plik, ale to także nie pomogło. No cóż... Wrzucam tekst tak czy siak. Część II mojego Imperium Śmierci. Kto wie, być może stworzę z tego kiedyś jakieś opowiadanie? :> Błędy na pewno są i wybaczcie mi za nie. Stałym bywalcom dziękuję za obecność :3 Tym, którzy czytają, ale nie komentują też dziękuję. Zapraszam do obserwacji, jeśli moja praca Ci się podoba. Za maile też wielki dzięki tym cichym czytelnikom. :>
Muzyka w tle dla Was {klik}. Nastrojowo do obecnej pogody, przynajmniej u mnie...
Muzyka w tle dla Was {klik}. Nastrojowo do obecnej pogody, przynajmniej u mnie...
***
Imperium Śmierci II: Srebro, pościg i goła klata
Powlokłem się do swojej komórki, która
wciąż dzwoniła, a jej hałaśliwy dzwonek doprowadzał mnie do szału. Głowa wciąż
mnie bolała, a dzwoniący telefon potęgował ból.
Chwyciłem w końcu za komórkę i odebrałem. Słychać było tylko cichy szmer i jakieś zakłócenia, ale nie rozpoznałem żadnego głosu. Odsunąłem komórkę od ucha i spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał napis: „numer zastrzeżony”. Powiedziałem więc:
Chwyciłem w końcu za komórkę i odebrałem. Słychać było tylko cichy szmer i jakieś zakłócenia, ale nie rozpoznałem żadnego głosu. Odsunąłem komórkę od ucha i spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał napis: „numer zastrzeżony”. Powiedziałem więc:
– Halo? – Jednak w odpowiedzi znów
usłyszałem szum. Nic więcej.
Zdenerwowałem się i rozłączyłem, po
czym zakląłem pod nosem. Pokręciłem głową i cisnąłem telefonem na półkę.
Próbowałem wrócić do swoich rozmyśleń i snu, ale coś, a raczej ktoś mi to
ponownie utrudnił.
W całym moim mieszkaniu rozległ się
dzwonek i pukanie, dochodzące zza głównych drzwi. Niechętnie podniosłem się z
łóżka i z kwaśną miną wstałem.
Miałem nadzieję, że nie będzie to
mój cholerny, uparty i nieznośny sąsiad, którego nie znosiłem. Był niski, miał
okropne zakola i zawsze okropnie cuchnął. Nachodził mnie czasem, bo byłem chyba
jedyną osobą, która z nim w ogóle rozmawiała, prócz jego upierdliwego psa. Nie
dziwiło mnie to, że nawet jego żona znalazła sobie kochanka znacznie młodszego
od siebie i po prostu od niego odeszła. Raz nawet przyszła do nas w cieniutkim
szlafroku zupełnie naga i chętna na jakieś igraszki. Oczywiście odmówiłem jej,
odpowiadając za mnie i Jareda. On jednak był bardzo chętny na taką przygodę,
jednak widząc obwisłe cycki z dwoma wysuszonymi rodzynkami oraz krzaczasty busz
między nogami, prędko odmówił i odprowadził kobietę do drzwi. Wzdrygnąłem się
na samą myśl o jej nieapetycznym ciele.
Jednak tym razem nie był to nasz
sąsiad. Otworzyłem drzwi, a zza nich wyłonił się Jared. Poczochrałem swoją
bujną czuprynę i przetarłem oczy.
– Myślałem, że dziś nie wrócisz –
powiedziałem, stojąc w progu i opierając się o drzwi.
– Daj spokój. Przecież czuję się
świetnie – mruknął i uśmiechnął się szelmowsko. – Idziemy coś zjeść i się
napić, bo mam cholernego kaca – dodał, klepiąc mnie po ramieniu.
Poczułem jego oddech i skrzywiłem
się, odwracając głowę.
– Jasne, ale najpierw pójdziemy umyć
zęby – zakomunikowałem, prowadząc przyjaciela do łazienki.
– Jar… Nie wyglądasz na człowieka,
który kilka godzin temu był całkowicie zalany w cztery dupy – wycedziłem zaraz
po tym jak wyplułem z ust resztki pasty do zębów.
– Słuchaj, Tony. Nawaliłem, tak? Ale
powiedz… wczoraj, gdy stałeś na parapecie, naśladowałeś Jaggera i rozlewałeś
tanią wódkę, to nie bawiłeś się świetnie? – spytał mnie i uśmiechnął się od
ucha do ucha. Jego usta umazane były niebieskawą pastą.
– Że co?! – rzuciłem spanikowany. –
Boże, ja nic nie pamiętam. –
Chwyciłem się za głowę i wplotłem
palce w włosy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Odłożyłem szczoteczkę do zębów na miejsce i powlokłem się do
pokoju.
– Szkoda, bo miałbyś co wspominać
swoim wnukom! – krzyknął Jared, wychylając się z łazienki. – A tak na poważnie…
słuchaj, chcę cię przeprosić. Mieliśmy nieco przystopować, ale trochę mnie
poniosło. Wiesz, nie bardzo wiem od czego zacząć, bo ja nigdy tego nie robiłem,
no i… Przepraszanie nie jest moją mocną stroną.
Bredził, jak opętany. Najwidoczniej
był jeszcze nieco wstawiony. Sam nie czułem się dobrze. Najchętniej wskoczyłbym
pod gorący prysznic.
– No już, nie dąsaj się. Obiecuję,
że następnym razem odwalimy jakąś lżejszą imprezę. Wiesz… – Wyłonił się z
łazienki, wymachując szczoteczką i przytrzymując się ściany. –Przynajmniej to
był Jagger. Nie było aż tak źle.
Uśmiechnąłem się, pokiwałem głową i
wywróciłem oczami, wyobrażając sobie moją osobę poruszającą się jak sławny Mick
Jagger.
– Okej, niech ci będzie – oznajmiłem
i machnąłem ręką.
– Naprawdę? Dzięki, stary. Ulżyło
mi. – Podszedł do mnie, poklepał mnie po ramieniu i uścisnął mnie, co było dość
dziwne z jego strony. Tak, był nadal pijany.
– Okej, okej. Tylko bez tych
czułości. – Zaśmiałem się.
– Ale wczoraj nie narzekałeś, jak
kleił się do ciebie jakiś długonogi rudzielec.
– Że co?! – ryknąłem.
– Żartowałem – mruknął Jared i
uśmiechnął się chytrze, co wskazywało na to, że wcale to nie był żart. Nie
zamierzałem jednak przypominać sobie zeszłej nocy. Uznałem to za przeszłość, do
której nie chciałem wracać.
– No więc, gdzie idziemy? –
zagaiłem, by zmienić temat.
– Myślałem nad jakąś ciekawą
restauracją, gdzie serwują jakieś porządne śniadania.
– Śniadania? Spójrz na zegarek –
rzekłem, wskazując duży zegar, stojący na komodzie. Jego wskazówki układały się
w godzinę trzynastą dwadzieścia pięć.
Krótką chwilę po tym, zmierzaliśmy
już w wyznaczone miejsce.
***
Weszliśmy spokojnym krokiem do
jednej z najlepszych restauracji w mieście. Luksus i przepych od razu rzucił
się na samym wejściu. W oczach Jareda dostrzegłem, że czuł się jak w domu, ale
ja nie potrafiłem przystosować się do obowiązkowej elegancji tego miejsca.
– Dzień dobry – zagadnąłem do jednej
dziewczyny z obsługi, która chciała nas spytać o zamówiony stolik. Patrzyła na
nas dość dziwnie, bo właściwie w żaden sposób nie pasowaliśmy do tego miejsca.
W końcu Jared odezwał się, rzucając
zalotne spojrzenia do kelnerki, którą najwyraźniej znał. Zresztą często bywał w
takich miejscach.
– Nie mamy rezerwacji, ale na pewno
znalazłabyś coś dla nas, Margaret – obwieścił z tajemniczym uśmiechem,
sztucznie podnosząc jedną brew. To zawsze u niego działało. Miałem nadzieję, że
i tym razem się uda, bo miałem ściśnięty żołądek.
Kelnerka widocznie się zarumieniła i
uśmiechnęła nieśmiało. Powiedziała nam krótkie ‘Proszę za mną’, po czym spełniliśmy jej prośbę i powlekliśmy się za
nią.
Tak jak przewidywałem, dziewczyna
ukradkiem ściągnęła ze stolika, do którego nas prowadziła tabliczkę z napisem „rezerwacja”
i poprosiła o rozgoszczenie się.
Jared chyba wziął to za bardzo do
siebie, gdyż od razu po tym jak usiadł, zobaczyłem ruch jego nóg skierowanych w
stronę drugiego krzesła. Szybko kopnąłem w jego krzesło, dając mu mimiką znaki,
że nie o to dziewczynie chodziło.
Z głupią miną zdjąłem swoją starą
kurtkę, którą zdążyłem zabrać przed wyjściem z mieszkania i usiadłem przy
stole, a Jared mnie idiotycznie naśladował.
Kiedy oddaliśmy wierzchnie okrycie
kelnerce, ona wręczyła nam menu. Uśmiechnąłem się sztucznie do niej jeszcze raz
i podziękowałem za obsługę. Jared niemalże ślinił się na jej widok i
odprowadzał ją wzrokiem, gdy gdzieś szła.
Kiedy tylko kelnereczka oddaliła się
na tyle, by nas nie słyszała, zdecydowałem się opieprzyć kumpla.
– Stary, tutaj nie możemy się tak
zachowywać, bo zaraz nas wywalą. Już i tak nam się udało, że w ogóle tutaj
siedzimy. Patrz na tamtego gejowskiego kelnera – rzuciłem cicho i wymieniłem
spojrzenia z Jaredem, który następnie zerknął w stronę kelnera. Facet był
wysoki, chudy i tępo gapił się na nas. Miał uniesioną dumnie ku górze głowę.
Jego włosy były zaczesane na jedną stronę i nawet dostrzegłem przedziałek, co
po prostu mną wstrząsnęło.
– Daj spokój, Tony. Moi starzy
wiecznie tutaj bywają. Ostatnio nawet świętowaliśmy tutaj urodziny babci. Ależ
była impreza. Staruszka upiła się trzema kieliszkami brandy – mruknął Jared i
zaśmiał się głośno.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o
pijanej babci Jareda, którą zresztą bardzo lubiłem. Kobieta miała niesamowite
poczucie humoru i jak na swój wiek, była niezwykle krzepka i nowoczesna.
Po kilku minutach przyszedł do nas „gejowski”
kelner, by przyjąć zamówienie. Ten już nie był taki rozmowny i tolerancyjny.
Rzucał nam wciąż jakieś przeszywające spojrzenia. Widać było, że nie traktuje
naszego przyjścia do restauracji poważnie.
Kiedy została nam przyniesiona
zastawa, Jared schował do kieszeni spodni sztućce. Nie byle jakie sztućce, ale
było to czyste srebro z pozłacanymi elementami.
– Zaraz wykręcę mu jakiś numer –
wyszeptał Jared, pokazując mi dwa połyskujące, wypolerowane noże.
– Stary, zwariowałeś do reszty?
– No weź, zabawimy się trochę –
powiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Był tak uszczęśliwiony, że nie
poznawałem go. Cieszył się jak małe dziecko na widok słodyczy. Zerknąłem w stronę kuchni. Przez małe szybki w
drzwiach widać było wielkie poruszenie, wręcz chaos w kuchni, która pracowała
na pełnych obrotach, by obsłużyć całą salę gości.
– Kompletnie ci chyba odbiło.
– Ej, zwiewamy Tony – szepnął do
mnie, całkowicie ignorując moją wypowiedź. Powoli wstał od stolika i skierował
się szybszym już krokiem do wyjścia. Nie miałem wyboru, musiałem za nim pójść,
gdyż nie zdołałem go zatrzymać.
W końcu jeden z kelnerów zorientował
się, że ze stolika zniknęło kilka noży i widelców. Niezwłocznie zaalarmował
resztę obsługi, starając się nie wzbudzać sensacji wśród gości restauracji.
– Stać, bo dzwonimy na policję! – Usłyszeliśmy
krzyki za sobą. Nie zważając na nie, bez kurtek, wybiegliśmy na ulicę wprost do
tłumu przechodniów.
Ludzie patrzyli na nas podejrzliwie.
Rozległy się szepty. Biegliśmy tak chyba przez pół kilometra, aż do
skrzyżowania z małą uliczką, którą dobrze znaliśmy. Skierowaliśmy się do niej i
opierając się o ścianę kamienicy, uspokajaliśmy oddechy.
– Stary, spytam jeszcze raz... Czy
ty się dobrze dziś czujesz – mówiłem, sapiąc głośno i próbując unormować oddech.
Byłem już bardzo wkurzony i czułem, że jego durne wytłumaczenia jeszcze
bardziej popsują mi humor. Jared jednak nie miał nawet czasu na odpowiedź,
ponieważ usłyszeliśmy syrenę radiowozu, który skręcał do naszej kryjówki.
Zdenerwowałem się nieco. Czasem robiliśmy jakieś dziwne rzeczy, ale nigdy nie
mieszała się w to policja. To już nie była ucieczka przed głupiutkim kelnerem,
tylko prawdziwy pościg.
Kiedy dobiegliśmy do końca uliczki
okazało się, że jest zablokowana przez zamkniętą bramę z zabarykadowanym
przejściem i łańcuchem.

Ponownie wbiegliśmy w tłum, tym
razem wywołując większe zdziwienie, ponieważ byłem bez koszulki. Przechodni
patrzyli na mnie, jak na obłąkanego. W sumie było ciepło, jednak nikt nie
włóczył się po mieście bez ubrania.
Jared mnie wyprzedził, skręcając w
wąską alejkę. Syreny ucichły, ale ja wciąż byłem niespokojny. Wycieńczony
biegiem spojrzałem na Jareda, który uśmiechał się dziwnie.
– Dlaczego ci tak wesoło? – rzuciłem
szorstko.
– Niezły ubaw, co? – mruknął
radośnie.
– Ta, pewnie. Gliny nas ścigały,
przez twoją głupotę – krzyknąłem cicho i westchnąłem zdenerwowany. – Na dodatek
przecież oni wszyscy cię tam znają.

– Obyś miał rację. Nigdy więcej
takich akcji – zakomunikowałem oschle. – Na dodatek zostawiłem tam kurtkę.
Umieram z głodu i zobacz jak ja wyglądam.
Jared wciąż śmiał z mojej gołej
klaty, szczypiąc mnie i posyłając kuksańca.
– Ta, niezłe ciałko, Jackson –
skwitował to tylko, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Już nie mazgaj się.
Idziemy po jakąś koszulkę i burgera. Ja stawiam.
Naprawdę fajny ten rozdział. Jared to niezły jajcarz XD od razu czuję do niego jakąś taką sympatię :) może trochę nadmiernie wykorzystuje to ile ma kasy, ale jednocześnie jest taki wyluzowany, szalony i no po prostu rozbrajający, że nie jestem w stanie go nie lubić :D
OdpowiedzUsuńTony póki co jest dość tajemniczy i zdecydowanie mniej pokręcony niż jego kolega, ale też go całkiem lubię. Hehe, aż go sobie wyobrażam jak udaje Jaggera na parapecie XD to musiał być niezły widok!
Akcja w restauracji i ten pościg były na prawdę fajne :D oj, coś czuję, że ci panowie jeszcze nie jedno odwalą XD
Zdecydowanie czekam na ciąg dalszy i nie mogę się go doczekać :D
A co do problemów z wordem, niestety nie wiem co na nie zaradzić. Ja zawsze tekst piszę bezpośrednio na bloggerze.
Prawie bym zapomniała o pokładzie muzycznym! Jak zawsze bomba! :D Doorsi potrafią zrobić klimat :)
Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejne wpisy :D
Lady Stardust <3