20. Gone with the sin

Udało się, a jakże!

Jak pisałam w poprzedniej notce, czekał mnie ważny dzień. Uff, mam to już za sobą i drodzy państwo, obroniłam tytuł. W końcu udało mi się zakończyć karierę szkolną. Studia mam za sobą i teraz mogę skupić się na innych rzeczach. Ta świadomość jest rewelacyjna. Pragnę odpocząć, bo mam kilka dni wolnego. Chciałabym zrobić coś tylko dla siebie, wykorzystać ten czas. Kupiłam już dwie młode, nowe roślinki, które zagościły w salonie. Z roślinami jakoś człowiek czuje się lepiej.

Odkładam to na moment

     Trochę zrobiło się zaległości na MZ, ale wkrótce może uda się z tym jakoś uporać. Nie mam na razie siły na blogowanie. Obecnie piję kawę i piszę z komórki. Niedawno założyłam konto na wattpadzie z moimi tekstami. Kto ma ochotę, to zapraszam. Można dodać mnie tam i śledzić co się tam dzieje. {klik} Oczywiście musiałam stworzyć nowe okładki do opowiadań. 

Z muzyką za pan brat

     Wiem, że trochę zapuściłam się z notkami, jeżeli chodzi o muzykę. Dzisiaj chcę to zmienić i napisać co nieco o pewnym panu, którego wokal ubóstwiam. A mianowicie, prezentuję Wam niejakiego Ville Valo. Kto jeszcze nie zna tej uroczej istoty, to polecam koniecznie do zapoznania się z dyskografią. Ten fiński wokalista, gitarzysta i rewelacyjny autor tekstów znany jest z występów w zespole HIM (niestety grupa już nie istnieje...). Jego baryton ma niezwykle seksowne brzmienie. Podsyłam Wam link do cudownego kawałka, gdzie można rozkoszować się tym głosem. {klik} No kocham! :3