sobota, 26 września 2020

26. We Mgle - one shot

 Ostatnio naszło mnie coś na napisanie one shota, a więc jest i on. Pod wpływem chwili, w jesienny już wieczór, po długich rozmyślaniach i zaaklimatyzowaniu się z otaczającą mnie rzeczywistością powstało coś takiego, inspirowane życiem prywatnym.

Aaaa ludzie! Dodałam nową zakładkę, jak i niewielki baner. Kto się przyłączy do zabawy? :) Liczę na Was! :D

***

We Mgle
{music}


Gęsta mgła, wisząc w powietrzu utrudniała widoczność, przez co jazda samochodem wymagała ogromnego skupienia, jak i wytężenia zmysłów. Jak zwykle jechałem dość szybko, uznając się za wybitnego kierowcę, który nigdy nie był sprawcą żadnej, chociaż najmniejszej kolizji. Pędziłem tym razem ze znaczną prędkością, gdyż spieszyłem się. Ostatnimi czasy nagminnie przyjeżdżałem po czasie, przez co moi współpracownicy zaczęli się martwić. Nigdy wcześniej to się nie zdarzało. Traktowałem swoją pracę, zawód lekarza, który wykonywałem zupełnie poważnie. Odkąd moja żona, Isobel odeszła, straciłem kompletnie sens życia. 

Każdego wieczoru tonąłem w hektolitrach alkoholu, by upuścić złość i inne emocje, które targały mną od wewnątrz. Po części udawało mi się chociaż na chwilę zapomnieć o nieszczęściu, jakie mnie spotkało. Później jednak wszystko powracało ze zdwojoną siłą, a pochłaniający mnie ból narastał. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Zostałem sam, jak palec. Nawet nasz pies odczuł stratę swojej ukochanej właścicielki. Zaczął mniej jeść, zaszywał się w kątach domu, aż w końcu zachorował. Zająłem się nim, zabierając go do kliniki weterynaryjnej i co dziwne, pomogło mi to choć na moment wrócić do normalności. Musiałem przestać pić, by móc pomóc Charlie’emu. Wiązało się to z opiekowaniem się psiakiem, a zarazem odwiedzaniem kliniki, gdzie musiałem być trzeźwy.

Ręce drżały mi, więc zacisnąłem je mocniej na kierownicy, próbując powstrzymać objawiające się delirium. Doskonale wiedziałem, do czego to prowadzi. Dopiero wówczas uświadomiłem sobie, jak głęboko sięgnąłem dna. Ja – szanujący się lekarz sądowy z nieposzlakowaną opinią, nie mogłem na to pozwolić. Isobel nie chciałaby tego, nie pozwoliłaby na to. Zapłakałem, przecierając twarz dłonią, próbując się opanować. Postanowiłem rzucić się w wir pracy i już wczesną porą zdecydowałem, że pójdę do pracy. 

Mknąłem wczesną porą przez poboczne drogi, którymi zwykłem skracać swój czas do miejsca pracy. Tym razem trasa wydawała mi się bardzo długa, a wszystko przez to, iż rozmyślałem nad wszystkim i analizowałem każdą myśl. Był ze mną Charlie, leżący na tylnym siedzeniu, zwinięty w kłębek. Od śmierci mojej żony zaczął traktować mnie zupełnie inaczej, niż dawniej, kiedy to unikał mojej osoby. To Isobel go wychowała i obdarzyła sercem, niczym swoje dziecko, które nie było nam nigdy dane.

Spojrzałem w tylne lusterko, obserwując śpiącego malamuta. Wyglądał coraz lepiej, a leczenie odnosiło pożądane efekty. Pies wracał do sił, co i mnie ucieszyło. Charlie przypominał mi o Isobel, przez co zacząłem się z nim zaprzyjaźniać, mimo tego, iż od dziecka nie lubiłem zwierząt.

Kiedy przejeżdżałem tuż obok obszaru, niedaleko którego rozciągała się spora puszcza, coś w oddali skupiło całą moją uwagę. Poprawiłem okulary na nosie i zmrużyłem oczy. Zwolniłem nieco, wciskając na pedał hamulca. W oddali dostrzegłem wynurzającego się z mgły osobnika jelenia z ogromnym wieńcem, który zdobił jego głowę. Wchodził na jezdnię, dumnie niosąc głowę zwróconą do nieba. Słysząc pisk mojego samochodu, odwrócił się w moją stronę i błyskawicznie pomknął w kierunku lasu. Zatrzymałem wóz na poboczu, oglądając się za zwierzęciem, które znikało w czeluściach rozciągającej się mgły. Charlie zerwał się nagle i zaszczekał głośno. Widziałem strach w jego oczach. Odpiąłem pas, po czym sięgnąłem ręką w stronę psa. Uspokoiłem go, gładząc jego grubą sierść. Pies spoglądał na mnie, ale po chwili położył się, opierając głowę na siedzeniu. Wrzuciłem pierwszy bieg, a następnie ruszyłem przed siebie.

Nie sądziłem, że ten poranek mógł przynieść ze sobą coś jeszcze. Nim przebyłem zaledwie dwa kilometry, zauważyłem na skraju ciągnącego się lasu coś jeszcze. Zwolniłem trochę, by móc przyjrzeć się dokładniej czarnej plamie, którą dostrzegłem w oddali na środku jezdni. O czwartej nad ranem ruch był naprawdę znikomy, zwłaszcza na tej części odcinka trasy. Stąd też zupełnie nie zadziwił mnie fakt, iż na mojej drodze pojawił się jeleń. Uznałem, że na pewno będzie to kolejny osobnik lub jakieś inne dzikie zwierzę, wychodzące na żer.

Z momentem zbliżania się czarnego punktu, wszystko nabierało kolorów, jak i stawało się coraz bardziej widoczne. Przejeżdżałem dość wolno obok mojego obiektu zainteresowań. Wtedy to mgła odsłoniła skrywaną tajemnicę. Ku moim oczom pojawiło się ciało młodego chłopaka, spoczywające w kałuży ciemnoczerwonej cieczy. Momentalnie zjechałem na bok, odpiąłem pas i ruszyłem na pomoc młodzieńcowi. Jak na lekarza przystało, zapragnąłem za wszelką cenę pomóc temu człowiekowi, mając nadzieję, że zdołam go uratować. Pospiesznie sprawdziłem jego oddech oraz wzrokowo zlokalizowałem krwawienie z prawego ramienia. Po dziesięciu sekundach, widząc brak jakichkolwiek oznak oddechu, przystąpiłem do resuscytacji. Wiedziałem, że muszę wezwać zespół karetki pogotowia, ale nie potrafiłem przestać uciskać jego klatki. Dopiero szczekanie Charlie’ego przywróciło we mnie trzeźwe myślenie. Momentalnie sięgnąłem po telefon, który miałem w kieszeni. Wezwałem pomoc. Wciąż ręce mi drżały, lecz próbowałem uspokoić się i skupić na chłopaku. W tej chwili on był najważniejszy, a ja nie mogłem sobie sam ze sobą poradzić. Młodzieniec nie dawał oznak życia. Nie ustawałem ani na chwilę. Widziałem charakterystyczną ciecz, wypływającą z jego ucha. Wiedziałem, co to oznacza. Mimo to, nadal uciskałem. 

       Charlie wciąż szczekał, próbując się wydostać z samochodu. Słyszałem tylko skrobanie jego łap o szybę i głośne skomlenie. Opadałem z sił, ale nie poddawałem się. W końcu do moich uszu doszedł wyczekiwany dźwięk karetki, jadącej na sygnałach. Nie odpuszczałem jednak. Przestałem, gdy jeden z ratowników podbiegł do mnie, przejmując chłopaka. Zastygłem, spoglądając  na pracę załogi karetki pogotowia. Spojrzałem na swoją koszulę, ubrudzoną krwią. Wtedy to przypomniałem sobie kim jestem.  


7 komentarzy:

  1. Hejka
    Sorki, że tu hehe
    Odpowiedziałam na Twój komentarz u siebie. A twoje dzieło przeczytam już dziś po gorącej kąpieli i przy herbatce ^^ wyczekuj mnie tu hehe
    Cieszę się, że wróciłaś :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz! Bo ja u Ciebie też odpowiedziałam :D
      Ja też się cieszę i od razu wzięłam się za zaległości na blogach :P

      Miłego wieczoru, dzięki za obecność :*

      Usuń
  2. wowowowowow... czekaj no chwilę. Czytam sobie spokojnie. Mroczny i tajemniczy klimat, wszystko biegnie spokojnie, acz nieco smutno. Jeleń i martwy, jak sądzę, chłopak również nie było jakimś wielkim zaskoczeniem. Może trochę ten chłopak, bo jednak mimo że takie rzeczy się zdarzają to rzadko. Najbardziej mnie zaskoczyło ostatnie zdanie: "Spojrzałem na swoją koszulę, ubrudzoną krwią. Wtedy to przypomniałem sobie kim jestem." Powiem ci, że jak to przeczytałam, to poczułam takie uderzenie w tył głowy, jak wszystkie luki jakby po przeczytaniu uzupełniły się, mimo że w trakcie czytania wszystko wydawało się jasne. I myślę, że tytuł nie odnosi się jedynie do porannej podróży, ale i umysłu głównego bohatera.
    A czytało się przyjemnie, niczego nie zabrakło w treści. Podczas czytania sceny płynnie się zmieniały, kiedy sobie je wyobrażałam :)
    Czekam na więcej ^^

    Pozdrawiam i weny życzę!
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie rozszyfrowałaś przekaz opowiadania :D co mnie niezwykle cieszy, bo o to w zasadzie chodziło, jak i o wyciągnięcie swoich wniosków.
      Dzięki! <3

      Także pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Naprawdę genialnie napisane :D
      To coś jak monitor pokazujący rytm serca, spokojnie biegnie, a nagle taki wystrzał w górę na skali! Emocje są hehe

      Ps: wiem, że tak się nie robi, ale druga część rozdziału wpadła (wybacz za ten mały spamik)

      Usuń
  3. W końcu przybywam z komentarzem :D

    Na początku muszę pochwalić cudowny klimat <3 wspaniale się to czytało, czuć było ten dreszczyk emocji,tą tajemniczą aurę.
    No a zakończenie to totalny czad! Cały czas czuło się, że coś się na koniec stanie, ale nie wiadomo było co. Ostatnie zdanie pozostawia czytelnika z dawką sporego niepokoju. Podoba mi się to bardzo :)

    Pozdrawiam cieplutko i niebawem nadrobię też nowy rozdział "Wrót nocy" :)

    Lady Stardust

    OdpowiedzUsuń